czwartek, 21 marca 2013

Nolin - Rozdział 3

Na wstępie powiem, że z tego właśnie rozdziału jestem najbardziej dumna/y. Miłej lektury ;3



Zaczynało się ściemniać, gdy Nolin dobiegł wreszcie do kuźni ojca. Biegł jak najszybciej zdołał, więc po dotarciu na miejsce dobrą minutę musiał odsapnąć, by złapać oddech. Loring znajdował się właśnie w sypialni. Wszystko wskazywało na to, że był zajęty lekturą. Był, bo gdy Nolin wpadł do pokoju poderwał się i odrzucił książkę na łóżko.
- Nolin coś się stało? – Wyglądał na lekko zaniepokojonego.
Nolin szybko zaczął relacjonować wydarzenia jakie miały miejsce podczas wizyty u barona. Nie szczędził szczegółów ani własnych odczuć. No może troszeczkę pominął kwestie tego jak się wystraszył. Gdy skończył jego ojciec wyraźnie pobladł na twarzy i zacisnął dłonie w pięści.
- Ech… spodziewałem się, że do tego kiedyś dojdzie. – Powiedział Loring i usiadł. Gestem wskazał miejsce na łóżku obok siebie, Nolin usiadł. – Do kiedy najpóźniej mamy mu oddać medalion?
- Do jutra. – Odparł chłopak zatrzymując dla siebie fakt, że jego ojciec powiedział ,,mamy”, a nie ,,mam”.  – I co teraz zrobimy ojcze?
- Nolin… miałem wielką nadzieję, że nie będziesz świadkiem takiego wydarzenia. Że ono się w ogóle nie wydarzy. Że będziesz miał szczęśliwe i spokojne życie do samej śmierci. – Loring westchnął. – Ale teraz… cóż, wiadomą siłą rzeczy jest to, że nie oddamy medalionu.
Nolin zadrżał. Był pewien, że ojciec nie będzie chciał oddać medalionu; nie rozwiązywało to jednakże ich problemów.
- Skoro nie oddamy medalionu, to co zrobimy?
- Muszę jeszcze pomyśleć zanim ci na to odpowiem. Pierwszeństwo ma jednak w tej chwili wyjaśnienie ci paru kwestii, byś dobrze zrozumiał co się wokół ciebie dzieje i nie zabłądził.
- Dobrze ojcze.
Kowal pomyślał chwilę i zapytał:
- Masz może gdzieś w pobliżu swój miecz?
- Nie ojcze, został w mojej komnacie zamkowej.
Twarz Loring’a spochmurniała.
- Chmmm… to trochę niedobrze, ale nic nie da się zrobić. – Klasnął w dłonie. – Koniec zawracania sobie głowy tym co nie potrzeba i odciąga nas od głównego tematu. Słuchaj uważnie!
Loring poprawił swoje ułożenie na łóżku, odchrząknął kilka razy, złożył dłonie wierzchem do góry na kolanach i rozpoczął opowieść :
- Zanim przybyłem tutaj z twoją matką, wiele podróżowaliśmy. Poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi którzy nas dużo nauczyli. Mieliśmy również wiele niezwykłych… przygód. Dzięki temu wszystkiemu odkryliśmy prawdziwy sens życia i naturę istnienia. Ten medalion to… prezent od naszych ,,przyjaciół”. Jest wyjątkowy nie tylko dzięki swojej historii, ale też dzięki jego budowie.
Żebyś się nie pogubił zacznę od początku.  Jest to dzieło elfów.
- Elfów??!!! – Krzyknął Nolin – Elfów??!!! Ale przecie…
- Tak elfów. – Przerwał mu spokojnym tonem ojciec. – Prosiłem byś mi nie przeszkadzał.  Wszystkiego się dowiesz, wystarczy tylko zaczekać.
A więc jak mówiłem jest to dzieło elfów. Wykute przez ich kowala nosi miano Ryukhan. Z kolei symbol na środku oznacza po elfiemu Leyqox czyli magia. I tym samym nasuwa się odpowiedź na kolejne zagadnienie. Mianowicie tak, magia istnieje. Istnieją elfy, krasnoludy. Istnieją rzeczy z pozoru niemożliwe. Jest to temat na dłużą opowieść. Ale teraz mogę ci powiedzieć, że istnieją inne rasy… magiczne, i nie. Nie jesteś gotowy by poznać ich nazwę. Dlaczego dotąd o tym nie wiedziałeś? Ponieważ starałem się ukryć to przed tobą. Rozmawiałem z baronem – tak on też wie o magii. Nie wiem skąd, ale wie. W każdym bądź razie poprosiłem go by nie zdradzał ci nic w tej materii.
Co się stało, że zmienił zdanie? Sam nie wiem, ale… Od pewnego czasu obserwuję zmianę w jego zachowaniu. Nasze relację znacznie się pogorszyły. Wyczuwam w tym drugie dno… Powracając do tematu, nie powiem ci jak działa magia i medalion, bo nie mam czasu i nie jesteś gotowy na tę wiedzę. W każdym bądź razie powinieneś wiedzieć jeszcze jedno, a mianowicie to, że nie jestem kowalem. Oczywiście nie z zawodu. Lepiej mi idzie walka mieczem. Nie patrz tak na mnie synu… to prawda i obawiam się, że niedługo się o tym przekonasz. O ile się nie mylę, to na razie wszystko w tej sprawie co powinieneś wiedzieć. Teraz zajmijmy się tym co powinniśmy – spakowaniem się i najszybszym opuszczeniem tego miejsca.
- Dokąd się udamy ojcze? – Spytał Nolin. Miał taki zamęt w głowie po opowieści Loring’a, że nie miał pojęcia co teraz robić. Oszczędził ojcu dodatkowych pytań – wiedział, że to nie miejsce i pora – ale obiecał sobie że kiedyś do tego wróci.
- Cóż… jak się tak zastanawiam… to chyba powrót do moich przyjaciół będzie najlepszym wyjściem.
Nolin drgnął gdy coś przyszło mu do głowy.
- Czy… jest szansa bym spotkał tam matkę?
- Nie sądzę.
***
                Szybko zabrali się do roboty. Zbierali tylko to, co kowal uznał za ważne. Wzięli np. kilka sztuk mieczy i sztyletów, a zostawili nieprzerobione sztaby żelaza i inne materiały. Gdy chłopak patrzył na ojca, widział jego smutek – wiedział, że ojcu trudno się rozstawać z tyloma latami pracy. Bez wątpienia te surowce są warte dużą sumę pieniędzy i przypadną zamkowemu sztukmistrzowi. Niestety nie dało się nic na to poradzić.  
Kiedy skończyli pakować wszystko do specjalnych worków z uchwytami które kowal brał na plecy, nastał już wczesny ranek. Po wyjściu i zaryglowaniu drzwi – Loring nie zamierzał ułatwiać kradzieży swoich dóbr – stanęli na dworzu. Nolin odnotował, że powietrze jest rześkie i lekkie jak spadające piórko, a trawę pokrywa rosa błyszcząca pod promieniami wschodzącego słońca jak tysiąc kryształów. W powietrzu unosiła się lekka mgiełka. Niebo było w większości przejrzyste i błękitne. Chmury zasłaniały jedynie nieznaczną jego część – zdecydowanie zapowiadało się na piękny, słoneczny dzień.
Nolin żałował, że muszą uciekać. Normalnie z przyjemnością by korzystał z łaskawego daru matki natury.
Zeszli po schodkach i obrócili się w lewo – północną część. Nolin wiedział, że idąc w tamtą stronę niedaleko jest las który prowadzi w nieznane, gdyż Nolin nigdy nie szedł w głąb dalej niż na około sto kroków.
Właśnie mieli wyruszyć, gdy za nimi rozległ się gromki głos:
- Halo! Wybieracie się gdzieś?
Nolin z ojcem odwrócili się szybko. Zbliżał się ku nim Gemarr – zamkowy mistrz miecza i prywatny szkoleniowiec Nolina – w asyście około dziesięciu żołnierzy. Chłopak zauważył, że żołnierze są dziwnie ściśnięci, jakby chronili i osłaniali kogoś idącego za nimi. Zobaczył, że jego ojciec też dokonał tej obserwacji, gdyż patrzył chwilę na żołnierzy – potem jednak przeniósł wzrok na mistrza miecza.
- Mistrzu… - powiedział cicho Nolin. – O co chodzi?
Mistrz spojrzał na niego i wstrząśnięty chłopak zauważył, że nie był to ten sam przyjacielski i wymagający wzrok jakim obdarzał ucznia podczas treningów. Teraz patrzył na niego zimno i bez emocji. Zupełnie jakby to nie był ten sam człowiek. Nolin wzdrygnął się – nie był pewien do czego jest zdolny teraz jego mistrz… i nie chciał wiedzieć.
- Nolin – powiedział cicho Gemarr nadal patrząc na niego. – Mam rozkazy. Muszę pojmać cię w raz z Loring’em. A jeżeli będziecie się stawiać… to was zabić.
- Przykro mi  – dodał chłodno.
Nolin spojrzał przerażony na ojca. Ten przesunął się przed niego i dyskretnie wręczył mu medalion.
- Schowaj go – szepnął.
Nolin przytaknął i włożył medalion za poły swojego grubego kaftanu.
- Co zamierzasz zrobić? – zapytał bojąc się odpowiedzi.
- Zabić go – wymamrotał cicho Loring.
- Zabić?! Ale ojcze… to przecież mistrz miecza. Sam mnie szkolił i wiem, że…
Kowal przerwał mu spokojnie.
- Wiem jaki jest dobry. I to moja zaleta. Bo widzisz… on nie wie jaki ja jestem.
- Co jeśli zginiesz?
- Uciekaj. Biegnij prosto przez las. Podążaj ciągle na północ. Postaraj się dotrzeć do ujścia rzeki Lurty. Tam moi przyjaciele sami cię odnajdą.
Nolin skinął głową – Dobrze.
Patrzył niespokojnie z walącym sercem jak jego ojciec wystąpił kilka kroków naprzód i wyciągnął miecz.
Na ten ruch wszyscy żołnierze również dobyli broni. Wszyscy poza Gemarr’em. Ten ruchem ręki nakazał straży schować oręż. Spojrzał spokojnie zimnym wzrokiem na kowala i wydusił:
- Nie chcesz ze mną walczyć.
Na to Loring uniósł wyżej brodę i spojrzał hardo na twarz byłego nauczyciela jego syna.
- To ty nie chcesz walczyć ze mną.
Gemarr ściągnął brwi. Wydał się lekko zaskoczony tą odpowiedzią, ale szybko przybrał z powrotem maskę zimnego spokoju.  
- Czyżby? – prychnął. – Co kowal wie o fechtunku?
Wyciągnął ostrze które Nolin tak dobrze znał. Ostrze z którym tyle razy krzyżował swoje własne i ostrze które niezliczoną ilość razy kładło go na ziemie. Chłopak zauważył, że mistrz miecza przynajmniej nie ma na sobie zbroi tak samo jak jego ojciec. Nie można było tego samego powiedzieć o przebywających tu również żołnierzach – ci mieli na sobie pełne pancerze.
Gemarr zbliżył się do Loring’a i przybrał te samą uważną pozę. Trzymał miecz w jednej dłoni, a kowal tak samo jak jego syn w dwóch.
Zaczęli krążyć wokół siebie. Teraz nie liczyło się nic poza przeciwnikiem – jego oczami, kończynami i jego ciągłym ruchem – oraz ostrzem w dłoni. Chłopak spostrzegł, że jego ojciec tak samo jak mistrz nie skupia się na rękach czy nogach lecz oczach.
Dłuższą chwilę był spokój. Potem jednak Loring zaatakował. Ciał poprzecznie na miednicę rywala. Ten jednak szybkim ruchem sparował cios. Wokół brzęczała głośno stal zagłuszając wszystkie inne dźwięki kiedy wymieniali kolejne ciosy. Nolin odkrył, że oglądając walkę spocił się – głownie ze strachu – tak samo jak walczący, albo jeszcze gorzej. Bez wątpienia to był najlepszy pojedynek jaki chłopak oglądał. Miecze przecinały powietrze tak szybko, że było widać jedynie srebrzyste zamazane ruchy. Po paru minutach Gemarr w fantastycznym uniku obrócił się o 360 stopni w prawo i ciął tak jak nieraz w pojedynkach z Nolin’em – zmieniając tor lotu miecza w połowie drogi. Chłopak chciał krzyknąć i ostrzec ojca lecz nie zdążył. Miecz już zmienił kurs i poleciał w stronę szyi kowala. Jednak mimo całej szybkości i elementu zaskoczenia został odbity przez broń Loring’a. Siła zderzenia była tak duża, że posypały się iskry, a miecz zamkowego mistrza poleciał mocno do tyłu wyginając trzymającą go rękę. Loring wykorzystał to i przypuścił szybki atak tnąc od dołu. Broń była zbyt daleko by Gemarr zdołał się dobrze obronić. Oręż kowala trafił w rękojeść miecza Gemarr’a wybijając go mu i przecinając po okazji kilka palców które znalazły się w zasięgu miecza. Syn kowala patrzył jak zahipnotyzowany na spadającą broń jego niedawnego mistrza. Wydawało się, że czas zwolnił, a ona leciała wolno jak ptak w gęstych chmurach. Jeden pełny kozioł, dwa… i wbiła się w ziemię. Z dłoni Gemarr’a – już bez czterech palców i połówki piątego – zaczęła lecieć krew. Leciała gęsto i szybko jak nurt rzeki którego przed chwilą przestała zwalniać tama. Jednakże mimo wszystko Loring nie dał mu szansy nawet krzyknąć z bólu. Szybko przekręcił broń i wykonał cięcie z prawej do lewej wprost na szyję zamkowego mistrza miecza. Rozległ się krótki odgłos chrupnięcia – od którego zmroziło krew w żyłach Nolin’a – gdy miecz przecinał kolejne kręgi szyjne i z cichym łupnięciem głowa Gemarr’a upadła na trawę parę kroków od miecza.
Wokół zapadła cisza. Wszyscy – łącznie z żołnierzami – stali sparaliżowani i całkowicie zaskoczeni. Dopiero teraz Nolin w pełni uwierzył w słowa ojca. Jeśli fakt, że kowal był świetnym wojownikiem okazał się prawdą, to dlaczego reszta miałaby być kłamstwem?
Patrząc na ojca – groźnego wojownika z zakrwawionym mieczem w dłoni – w jego serce wstąpiła nadzieja, że wszystko zakończy się dobrze. Nadzieja która zniknęła tak szybko jak się pojawiła, gdy zza zbitej w grupę żołnierzy rozległ się głos.
- Rozstąpcie się.
Ale co to był za głos! Zimny do szpiku kości. Wyzbyty emocji i wszelkiego co pozytywne. Jego szorstkość nie pozwalała w pełni ocenić tego jak był niski. W każdym bądź razie wyczuwało się lekko obcą nutę w słowach które wypowiadał. Jakby nie był stąd i nie do końca opanował mówienie tutejszym językiem. Językiem ludzi. Kiedy żołnierze się rozstąpili Nolin szybko zauważył, że ten głos w pełni pasuje do jego posiadacza.
Z grupy wojowników wystąpiła tajemnicza postać. Chłopak nie potrafił poprawnie ocenić jej wysokości, ale w każdym razie była dużo wyższa nawet od jego ojca. Nie przypuszczał, by był jakiś człowiek – bo, że to człowiek nie jest miał pewność – który jest mu równy albo wyższy. Na sobie miał długie ciemne szaty, dłuższe nawet od ich posiadacza. Wlekły się kawałek po ziemi. Postać ta miała duży kaptur który skutecznie zakrywał jej twarz. Widać było tylko wszechobecną ciemność i kryjące się w jej środku zło. Gdy Nolin spojrzał się jej w twarz – sądził, że tam jest twarz – poczuł na sobie jej spojrzenie. Spojrzenie złe do szpiku kości, jeśli w ogóle było to możliwe. Była przeciętnej ,,szerokości”. Węższa w barkach od kowala, ale Nolin miał dziwne przeczucie, że była znacznie silniejsza od jego ojca. Gdy spojrzał na Loring’a, jego serce się ścisnęło. Ojciec również rzucił mu spojrzenie w którym wyróżniało się kilka szczegółów. Niepewność, zdumienie – Nolin wnioskował, że ojciec nie wiedział o istnieniu tego ,,czegoś” – i co najbardziej się rzucało na wierzch to strach. Chłopak ze wstrząsem uświadomił sobie, że jego ojciec boi się tej postaci tak bardzo jak on sam. Zrozumiał, że Loring wiedział, że przegra. Że stracił nadzieję. Że żegnał się z życiem, a tymi spojrzeniami rzucanymi synowi z nim – z Nolin’em.
- Nie… - wyszeptał cicho chłopak. – To nie tak miało się skończyć.
Ojciec uśmiechnął się do niego smutno i przekazał tym samym wyraźne polecenie : uciekaj. Potem odwrócił się do żołnierzy.
Zakapturzona postać wyprostowała się, przy okazji jeszcze bardziej emanując swoim wzrostem i tajemniczym ,,czymś”. Nolin nie wiedział bowiem jak to nazwać. Może złem? A może magią?
Postać sięgnęła ręką w głąb szaty i wyjęła miecz. Chłopakowi wydawało się, że to miecz, bo drugiego takiego nigdy nie widział. Rękojeść jasno-czarna z dziwnymi znakami. Na końcu rękojeści były zrobione dwa groźnie wyglądające smukłe kolce. Samo ostrze było najczarniejszą czernią jaką Nolin kiedykolwiek widział. Podług ostrza miecza szaty postaci i to co kryło się pod kapturem wydawało się jasne. Chłopak nie wiedział nawet, że może istnieć coś tak… czarnego. Zdecydowanie tego ostrza nie wykuł żaden człowiek… I zdecydowanie miało w sobie coś tajemniczego. Coś jakby… magicznego, budzącego grozę. Broń była długa. Dłuższa nawet od długiej ręki tajemniczego stwora. Ujął ją w dwie ręce i spojrzał na kowala.
- Nie będzie litości. – Wprost wypluł te słowa.
Loring drgnął i zaatakował. Z pewnością zdawał sobie sprawę z tego, że najlepszą metodą na przeżycie jest atak – pomyślał Nolin. Postać poruszała się zdecydowanie za szybko. Żaden człowiek nie mógł tak łatwo machać takim – nawet zwykłym – mieczem i tak szybko reagować. Bez problemu atak został odbity, a potem postać uniosła miecz i wykonała przerażająco silny i szybki cios znad prawego ramienia. Kowal zdążył podstawić swój miecz, jednakże cięcie było tak silne, że po prostu przecięło jego oręż i poszło dalej. Zagłębiło się w ciało Loring’a jak w masło. Bez trudu weszło pod lewym ramieniem kowala i wyszło w środku żeber z drugiej strony. Nolin ze zgrozą w oczach – podobnie jak żołnierze – patrzył jak jego ojciec zostaje dosłownie przepołowiony. Jego górna część ciała osunęła się z dolnej i upadła sekundę za nią. Wokół trysnęła fontanna krwi. Wnętrzności kowala rozlały się po trawie, a kości legły niczym niedźwiedź zapadający w sen zimowy. Widok ten był tak makabryczny, że Nolin zwymiotował. Otarł usta i nie czekając na dalszy rozwój wypadków rzucił się do ucieczki. Biegł szybciej niż kiedykolwiek, jakby gonił go sam diabeł – co było wcale niewykluczone. Za sobą słyszał krzyki żołnierzy, jednakże szybko ucichły gdy tajemnicza postać wychrypiała:
- Zostawcie go. Nie on nam jest potrzebny…
Mijał kolejne domy i biegł w stronę lasu. Okoliczni ludzie patrzyli na niego ze zdziwieniem w oczach, a ci którzy wiedzieli co się stało – chłopak nie wiedział jak to możliwe, że tak szybko doszły do nich te wydarzenia - z przerażeniem. Już dawno zostawił za sobą żołnierzy i ich pana, mimo to biegł jednak niestrudzenie dalej. Nagle wzrok zaczął mu się rozmywać i dopiero po chwili uświadomił sobie, że płacze. Łzy leciały nieskończonym strumieniem. Łkał i co chwila zakrztuszał się swoimi łzami. Gdy dotarł na granicę lasu, przebiegł jeszcze sto kroków i zatrzymał się tam, gdzie kiedyś maksymalnie doszedł. Łapiąc się za kolana brał urywane wdechy chłonąc łapczywie powietrze. Nie mógł przestać płakać. W jego głowie pojawiały się najróżniejsze wspomnienia jego ojca. Bynajmniej górę w tej hierarchii brało zawsze wspomnienie Loring’a przecinanego na pół. Jedynym pocieszeniem był fakt, że nie znajdą medalionu – bo był pewien, że to jego szukali – on już o to zadba.
Minęło parę minut i Nolin doszedł w jakimś stopniu do siebie. Obrócił się ostatni raz i rzucił wzrokiem na przebijający się przez gałęzie drzew obraz jego domu.
Potem odwrócił się i ruszył w nieznane.     

1 komentarz:

  1. Piszesz fantastyczne opowiadania! Bardzo ciekawe.

    Pozdrawiam i zapraszam!
    bemorehappyx.blogspot.com
    farreng.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń