Zaczynało się ściemniać, gdy Nolin dobiegł wreszcie do kuźni ojca.
Biegł jak najszybciej zdołał, więc po dotarciu na miejsce dobrą minutę musiał
odsapnąć, by złapać oddech. Loring znajdował się właśnie w sypialni. Wszystko wskazywało
na to, że był zajęty lekturą. Był, bo gdy Nolin wpadł do pokoju poderwał się i
odrzucił książkę na łóżko.
- Nolin coś się stało? – Wyglądał na lekko zaniepokojonego.
Nolin szybko zaczął relacjonować wydarzenia jakie miały miejsce
podczas wizyty u barona. Nie szczędził szczegółów ani własnych odczuć. No może
troszeczkę pominął kwestie tego jak się wystraszył. Gdy skończył jego ojciec
wyraźnie pobladł na twarzy i zacisnął dłonie w pięści.
- Ech… spodziewałem się, że do tego kiedyś dojdzie. – Powiedział
Loring i usiadł. Gestem wskazał miejsce na łóżku obok siebie, Nolin usiadł. –
Do kiedy najpóźniej mamy mu oddać medalion?
- Do jutra. – Odparł chłopak zatrzymując dla siebie fakt, że jego
ojciec powiedział ,,mamy”, a nie ,,mam”.
– I co teraz zrobimy ojcze?
- Nolin… miałem wielką nadzieję, że nie będziesz świadkiem takiego
wydarzenia. Że ono się w ogóle nie wydarzy. Że będziesz miał szczęśliwe i
spokojne życie do samej śmierci. – Loring westchnął. – Ale teraz… cóż, wiadomą
siłą rzeczy jest to, że nie oddamy medalionu.
Nolin zadrżał. Był pewien, że ojciec nie będzie chciał oddać
medalionu; nie rozwiązywało to jednakże ich problemów.
- Skoro nie oddamy medalionu, to co zrobimy?
- Muszę jeszcze pomyśleć zanim ci na to odpowiem. Pierwszeństwo ma
jednak w tej chwili wyjaśnienie ci paru kwestii, byś dobrze zrozumiał co się
wokół ciebie dzieje i nie zabłądził.
- Dobrze ojcze.
Kowal
pomyślał chwilę i zapytał:
-
Masz może gdzieś w pobliżu swój miecz?
-
Nie ojcze, został w mojej komnacie zamkowej.
Twarz
Loring’a spochmurniała.
-
Chmmm… to trochę niedobrze, ale nic nie da się zrobić. – Klasnął w dłonie. –
Koniec zawracania sobie głowy tym co nie potrzeba i odciąga nas od głównego
tematu. Słuchaj uważnie!
Loring
poprawił swoje ułożenie na łóżku, odchrząknął kilka razy, złożył dłonie
wierzchem do góry na kolanach i rozpoczął opowieść :
-
Zanim przybyłem tutaj z twoją matką, wiele podróżowaliśmy. Poznaliśmy wielu
wspaniałych ludzi którzy nas dużo nauczyli. Mieliśmy również wiele niezwykłych…
przygód. Dzięki temu wszystkiemu odkryliśmy prawdziwy sens życia i naturę
istnienia. Ten medalion to… prezent od naszych ,,przyjaciół”. Jest wyjątkowy
nie tylko dzięki swojej historii, ale też dzięki jego budowie.
Żebyś
się nie pogubił zacznę od początku. Jest
to dzieło elfów.
-
Elfów??!!! – Krzyknął Nolin – Elfów??!!! Ale przecie…
-
Tak elfów. – Przerwał mu spokojnym tonem ojciec. – Prosiłem byś mi nie
przeszkadzał. Wszystkiego się dowiesz,
wystarczy tylko zaczekać.
A
więc jak mówiłem jest to dzieło elfów. Wykute przez ich kowala nosi miano Ryukhan. Z kolei symbol na środku
oznacza po elfiemu Leyqox czyli
magia. I tym samym nasuwa się odpowiedź na kolejne zagadnienie. Mianowicie tak,
magia istnieje. Istnieją elfy, krasnoludy. Istnieją rzeczy z pozoru niemożliwe.
Jest to temat na dłużą opowieść. Ale teraz mogę ci powiedzieć, że istnieją inne
rasy… magiczne, i nie. Nie jesteś gotowy by poznać ich nazwę. Dlaczego dotąd o
tym nie wiedziałeś? Ponieważ starałem się ukryć to przed tobą. Rozmawiałem z
baronem – tak on też wie o magii. Nie wiem skąd, ale wie. W każdym bądź razie
poprosiłem go by nie zdradzał ci nic w tej materii.
Co
się stało, że zmienił zdanie? Sam nie wiem, ale… Od pewnego czasu obserwuję zmianę
w jego zachowaniu. Nasze relację znacznie się pogorszyły. Wyczuwam w tym drugie
dno… Powracając do tematu, nie powiem ci jak działa magia i medalion, bo nie
mam czasu i nie jesteś gotowy na tę wiedzę. W każdym bądź razie powinieneś
wiedzieć jeszcze jedno, a mianowicie to, że nie jestem kowalem. Oczywiście nie
z zawodu. Lepiej mi idzie walka mieczem. Nie patrz tak na mnie synu… to prawda
i obawiam się, że niedługo się o tym przekonasz. O ile się nie mylę, to na
razie wszystko w tej sprawie co powinieneś wiedzieć. Teraz zajmijmy się tym co
powinniśmy – spakowaniem się i najszybszym opuszczeniem tego miejsca.
-
Dokąd się udamy ojcze? – Spytał Nolin. Miał taki zamęt w głowie po opowieści
Loring’a, że nie miał pojęcia co teraz robić. Oszczędził ojcu dodatkowych pytań
– wiedział, że to nie miejsce i pora – ale obiecał sobie że kiedyś do tego
wróci.
-
Cóż… jak się tak zastanawiam… to chyba powrót do moich przyjaciół będzie
najlepszym wyjściem.
Nolin
drgnął gdy coś przyszło mu do głowy.
-
Czy… jest szansa bym spotkał tam matkę?
-
Nie sądzę.
***
Szybko zabrali się do roboty. Zbierali
tylko to, co kowal uznał za ważne. Wzięli np. kilka sztuk mieczy i sztyletów, a
zostawili nieprzerobione sztaby żelaza i inne materiały. Gdy chłopak patrzył na
ojca, widział jego smutek – wiedział, że ojcu trudno się rozstawać z tyloma
latami pracy. Bez wątpienia te surowce są warte dużą sumę pieniędzy i przypadną
zamkowemu sztukmistrzowi. Niestety nie dało się nic na to poradzić.
Kiedy
skończyli pakować wszystko do specjalnych worków z uchwytami które kowal brał
na plecy, nastał już wczesny ranek. Po wyjściu i zaryglowaniu drzwi – Loring
nie zamierzał ułatwiać kradzieży swoich dóbr – stanęli na dworzu. Nolin
odnotował, że powietrze jest rześkie i lekkie jak spadające piórko, a trawę
pokrywa rosa błyszcząca pod promieniami wschodzącego słońca jak tysiąc
kryształów. W powietrzu unosiła się lekka mgiełka. Niebo było w większości
przejrzyste i błękitne. Chmury zasłaniały jedynie nieznaczną jego część –
zdecydowanie zapowiadało się na piękny, słoneczny dzień.
Nolin
żałował, że muszą uciekać. Normalnie z przyjemnością by korzystał z łaskawego
daru matki natury.
Zeszli
po schodkach i obrócili się w lewo – północną część. Nolin wiedział, że idąc w
tamtą stronę niedaleko jest las który prowadzi w nieznane, gdyż Nolin nigdy nie
szedł w głąb dalej niż na około sto kroków.
Właśnie
mieli wyruszyć, gdy za nimi rozległ się gromki głos:
-
Halo! Wybieracie się gdzieś?
Nolin
z ojcem odwrócili się szybko. Zbliżał się ku nim Gemarr – zamkowy mistrz miecza
i prywatny szkoleniowiec Nolina – w asyście około dziesięciu żołnierzy. Chłopak
zauważył, że żołnierze są dziwnie ściśnięci, jakby chronili i osłaniali kogoś
idącego za nimi. Zobaczył, że jego ojciec też dokonał tej obserwacji, gdyż
patrzył chwilę na żołnierzy – potem jednak przeniósł wzrok na mistrza miecza.
-
Mistrzu… - powiedział cicho Nolin. – O co chodzi?
Mistrz
spojrzał na niego i wstrząśnięty chłopak zauważył, że nie był to ten sam
przyjacielski i wymagający wzrok jakim obdarzał ucznia podczas treningów. Teraz
patrzył na niego zimno i bez emocji. Zupełnie jakby to nie był ten sam
człowiek. Nolin wzdrygnął się – nie był pewien do czego jest zdolny teraz jego
mistrz… i nie chciał wiedzieć.
-
Nolin – powiedział cicho Gemarr nadal patrząc na niego. – Mam rozkazy. Muszę
pojmać cię w raz z Loring’em. A jeżeli będziecie się stawiać… to was zabić.
-
Przykro mi – dodał chłodno.
Nolin
spojrzał przerażony na ojca. Ten przesunął się przed niego i dyskretnie wręczył
mu medalion.
-
Schowaj go – szepnął.
Nolin
przytaknął i włożył medalion za poły swojego grubego kaftanu.
-
Co zamierzasz zrobić? – zapytał bojąc się odpowiedzi.
-
Zabić go – wymamrotał cicho Loring.
-
Zabić?! Ale ojcze… to przecież mistrz miecza. Sam mnie szkolił i wiem, że…
Kowal
przerwał mu spokojnie.
-
Wiem jaki jest dobry. I to moja zaleta. Bo widzisz… on nie wie jaki ja jestem.
-
Co jeśli zginiesz?
-
Uciekaj. Biegnij prosto przez las. Podążaj ciągle na północ. Postaraj się
dotrzeć do ujścia rzeki Lurty. Tam
moi przyjaciele sami cię odnajdą.
Nolin
skinął głową – Dobrze.
Patrzył
niespokojnie z walącym sercem jak jego ojciec wystąpił kilka kroków naprzód i
wyciągnął miecz.
Na
ten ruch wszyscy żołnierze również dobyli broni. Wszyscy poza Gemarr’em. Ten
ruchem ręki nakazał straży schować oręż. Spojrzał spokojnie zimnym wzrokiem na
kowala i wydusił:
-
Nie chcesz ze mną walczyć.
Na
to Loring uniósł wyżej brodę i spojrzał hardo na twarz byłego nauczyciela jego
syna.
-
To ty nie chcesz walczyć ze mną.
Gemarr
ściągnął brwi. Wydał się lekko zaskoczony tą odpowiedzią, ale szybko przybrał z
powrotem maskę zimnego spokoju.
-
Czyżby? – prychnął. – Co kowal wie o fechtunku?
Wyciągnął
ostrze które Nolin tak dobrze znał. Ostrze z którym tyle razy krzyżował swoje
własne i ostrze które niezliczoną ilość razy kładło go na ziemie. Chłopak
zauważył, że mistrz miecza przynajmniej nie ma na sobie zbroi tak samo jak jego
ojciec. Nie można było tego samego powiedzieć o przebywających tu również
żołnierzach – ci mieli na sobie pełne pancerze.
Gemarr
zbliżył się do Loring’a i przybrał te samą uważną pozę. Trzymał miecz w jednej
dłoni, a kowal tak samo jak jego syn w dwóch.
Zaczęli
krążyć wokół siebie. Teraz nie liczyło się nic poza przeciwnikiem – jego
oczami, kończynami i jego ciągłym ruchem – oraz ostrzem w dłoni. Chłopak
spostrzegł, że jego ojciec tak samo jak mistrz nie skupia się na rękach czy
nogach lecz oczach.
Dłuższą
chwilę był spokój. Potem jednak Loring zaatakował. Ciał poprzecznie na miednicę
rywala. Ten jednak szybkim ruchem sparował cios. Wokół brzęczała głośno stal
zagłuszając wszystkie inne dźwięki kiedy wymieniali kolejne ciosy. Nolin
odkrył, że oglądając walkę spocił się – głownie ze strachu – tak samo jak
walczący, albo jeszcze gorzej. Bez wątpienia to był najlepszy pojedynek jaki
chłopak oglądał. Miecze przecinały powietrze tak szybko, że było widać jedynie
srebrzyste zamazane ruchy. Po paru minutach Gemarr w fantastycznym uniku
obrócił się o 360 stopni w prawo i ciął tak jak nieraz w pojedynkach z Nolin’em
– zmieniając tor lotu miecza w połowie drogi. Chłopak chciał krzyknąć i ostrzec
ojca lecz nie zdążył. Miecz już zmienił kurs i poleciał w stronę szyi kowala.
Jednak mimo całej szybkości i elementu zaskoczenia został odbity przez broń
Loring’a. Siła zderzenia była tak duża, że posypały się iskry, a miecz zamkowego
mistrza poleciał mocno do tyłu wyginając trzymającą go rękę. Loring wykorzystał
to i przypuścił szybki atak tnąc od dołu. Broń była zbyt daleko by Gemarr
zdołał się dobrze obronić. Oręż kowala trafił w rękojeść miecza Gemarr’a
wybijając go mu i przecinając po okazji kilka palców które znalazły się w
zasięgu miecza. Syn kowala patrzył jak zahipnotyzowany na spadającą broń jego
niedawnego mistrza. Wydawało się, że czas zwolnił, a ona leciała wolno jak ptak
w gęstych chmurach. Jeden pełny kozioł, dwa… i wbiła się w ziemię. Z dłoni
Gemarr’a – już bez czterech palców i połówki piątego – zaczęła lecieć krew.
Leciała gęsto i szybko jak nurt rzeki którego przed chwilą przestała zwalniać
tama. Jednakże mimo wszystko Loring nie dał mu szansy nawet krzyknąć z bólu.
Szybko przekręcił broń i wykonał cięcie z prawej do lewej wprost na szyję
zamkowego mistrza miecza. Rozległ się krótki odgłos chrupnięcia – od którego
zmroziło krew w żyłach Nolin’a – gdy miecz przecinał kolejne kręgi szyjne i z
cichym łupnięciem głowa Gemarr’a upadła na trawę parę kroków od miecza.
Wokół
zapadła cisza. Wszyscy – łącznie z żołnierzami – stali sparaliżowani i całkowicie
zaskoczeni. Dopiero teraz Nolin w pełni uwierzył w słowa ojca. Jeśli fakt, że
kowal był świetnym wojownikiem okazał się prawdą, to dlaczego reszta miałaby
być kłamstwem?
Patrząc
na ojca – groźnego wojownika z zakrwawionym mieczem w dłoni – w jego serce
wstąpiła nadzieja, że wszystko zakończy się dobrze. Nadzieja która zniknęła tak
szybko jak się pojawiła, gdy zza zbitej w grupę żołnierzy rozległ się głos.
-
Rozstąpcie się.
Ale
co to był za głos! Zimny do szpiku kości. Wyzbyty emocji i wszelkiego co
pozytywne. Jego szorstkość nie pozwalała w pełni ocenić tego jak był niski. W
każdym bądź razie wyczuwało się lekko obcą nutę w słowach które wypowiadał.
Jakby nie był stąd i nie do końca opanował mówienie tutejszym językiem.
Językiem ludzi. Kiedy żołnierze się rozstąpili Nolin szybko zauważył, że ten
głos w pełni pasuje do jego posiadacza.
Z
grupy wojowników wystąpiła tajemnicza postać. Chłopak nie potrafił poprawnie
ocenić jej wysokości, ale w każdym razie była dużo wyższa nawet od jego ojca.
Nie przypuszczał, by był jakiś człowiek – bo, że to człowiek nie jest miał
pewność – który jest mu równy albo wyższy. Na sobie miał długie ciemne szaty,
dłuższe nawet od ich posiadacza. Wlekły się kawałek po ziemi. Postać ta miała
duży kaptur który skutecznie zakrywał jej twarz. Widać było tylko wszechobecną
ciemność i kryjące się w jej środku zło. Gdy Nolin spojrzał się jej w twarz –
sądził, że tam jest twarz – poczuł na sobie jej spojrzenie. Spojrzenie złe do
szpiku kości, jeśli w ogóle było to możliwe. Była przeciętnej ,,szerokości”.
Węższa w barkach od kowala, ale Nolin miał dziwne przeczucie, że była znacznie
silniejsza od jego ojca. Gdy spojrzał na Loring’a, jego serce się ścisnęło.
Ojciec również rzucił mu spojrzenie w którym wyróżniało się kilka szczegółów.
Niepewność, zdumienie – Nolin wnioskował, że ojciec nie wiedział o istnieniu
tego ,,czegoś” – i co najbardziej się rzucało na wierzch to strach. Chłopak ze
wstrząsem uświadomił sobie, że jego ojciec boi się tej postaci tak bardzo jak
on sam. Zrozumiał, że Loring wiedział, że przegra. Że stracił nadzieję. Że
żegnał się z życiem, a tymi spojrzeniami rzucanymi synowi z nim – z Nolin’em.
-
Nie… - wyszeptał cicho chłopak. – To nie tak miało się skończyć.
Ojciec
uśmiechnął się do niego smutno i przekazał tym samym wyraźne polecenie :
uciekaj. Potem odwrócił się do żołnierzy.
Zakapturzona
postać wyprostowała się, przy okazji jeszcze bardziej emanując swoim wzrostem i
tajemniczym ,,czymś”. Nolin nie wiedział bowiem jak to nazwać. Może złem? A
może magią?
Postać
sięgnęła ręką w głąb szaty i wyjęła miecz. Chłopakowi wydawało się, że to
miecz, bo drugiego takiego nigdy nie widział. Rękojeść jasno-czarna z dziwnymi
znakami. Na końcu rękojeści były zrobione dwa groźnie wyglądające smukłe kolce.
Samo ostrze było najczarniejszą czernią jaką Nolin kiedykolwiek widział. Podług
ostrza miecza szaty postaci i to co kryło się pod kapturem wydawało się jasne.
Chłopak nie wiedział nawet, że może istnieć coś tak… czarnego. Zdecydowanie
tego ostrza nie wykuł żaden człowiek… I zdecydowanie miało w sobie coś
tajemniczego. Coś jakby… magicznego, budzącego grozę. Broń była długa. Dłuższa
nawet od długiej ręki tajemniczego stwora. Ujął ją w dwie ręce i spojrzał na
kowala.
-
Nie będzie litości. – Wprost wypluł te słowa.
Loring
drgnął i zaatakował. Z pewnością zdawał sobie sprawę z tego, że najlepszą
metodą na przeżycie jest atak – pomyślał Nolin. Postać poruszała się
zdecydowanie za szybko. Żaden człowiek nie mógł tak łatwo machać takim – nawet
zwykłym – mieczem i tak szybko reagować. Bez problemu atak został odbity, a
potem postać uniosła miecz i wykonała przerażająco silny i szybki cios znad
prawego ramienia. Kowal zdążył podstawić swój miecz, jednakże cięcie było tak
silne, że po prostu przecięło jego oręż i poszło dalej. Zagłębiło się w ciało
Loring’a jak w masło. Bez trudu weszło pod lewym ramieniem kowala i wyszło w
środku żeber z drugiej strony. Nolin ze zgrozą w oczach – podobnie jak
żołnierze – patrzył jak jego ojciec zostaje dosłownie przepołowiony. Jego górna
część ciała osunęła się z dolnej i upadła sekundę za nią. Wokół trysnęła
fontanna krwi. Wnętrzności kowala rozlały się po trawie, a kości legły niczym
niedźwiedź zapadający w sen zimowy. Widok ten był tak makabryczny, że Nolin
zwymiotował. Otarł usta i nie czekając na dalszy rozwój wypadków rzucił się do
ucieczki. Biegł szybciej niż kiedykolwiek, jakby gonił go sam diabeł – co było
wcale niewykluczone. Za sobą słyszał krzyki żołnierzy, jednakże szybko ucichły
gdy tajemnicza postać wychrypiała:
-
Zostawcie go. Nie on nam jest potrzebny…
Mijał
kolejne domy i biegł w stronę lasu. Okoliczni ludzie patrzyli na niego ze
zdziwieniem w oczach, a ci którzy wiedzieli co się stało – chłopak nie wiedział
jak to możliwe, że tak szybko doszły do nich te wydarzenia - z przerażeniem.
Już dawno zostawił za sobą żołnierzy i ich pana, mimo to biegł jednak
niestrudzenie dalej. Nagle wzrok zaczął mu się rozmywać i dopiero po chwili
uświadomił sobie, że płacze. Łzy leciały nieskończonym strumieniem. Łkał i co
chwila zakrztuszał się swoimi łzami. Gdy dotarł na granicę lasu, przebiegł
jeszcze sto kroków i zatrzymał się tam, gdzie kiedyś maksymalnie doszedł.
Łapiąc się za kolana brał urywane wdechy chłonąc łapczywie powietrze. Nie mógł
przestać płakać. W jego głowie pojawiały się najróżniejsze wspomnienia jego
ojca. Bynajmniej górę w tej hierarchii brało zawsze wspomnienie Loring’a
przecinanego na pół. Jedynym pocieszeniem był fakt, że nie znajdą medalionu –
bo był pewien, że to jego szukali – on już o to zadba.
Minęło
parę minut i Nolin doszedł w jakimś stopniu do siebie. Obrócił się ostatni raz
i rzucił wzrokiem na przebijający się przez gałęzie drzew obraz jego domu.
Potem
odwrócił się i ruszył w nieznane.
Piszesz fantastyczne opowiadania! Bardzo ciekawe.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam!
bemorehappyx.blogspot.com
farreng.blogspot.com